No właśnie, miałam.
Pieski widząc, że chwytam z grabie postanowiły pomóc i powdzięczyć się fotogenicznie. No i spróbuj tu grabić. Nie da się. Kolejny rok z rzędu ogród będzie tonął w suchych liściach. Z drugiej strony takie zalegające liście są ponoć ekologiczne, na wychuchanych, wygrabionych do ździebełka trawnikach nie ma schronienia dla różnych drobnych, pożytecznych żyjątek... Czyli w sumie zrobiłam dobry uczynek ;)
Jeszcze jeden dobry uczynek - marcepanowe ciasto marchewkowe z pomarańczą |
Poniżej dwóch interesantów, który owy uczynek zdążyli już wyniuchać i mają nadzieję na kawałek
Ależ Ci zazdroszczę! I tej sielskości, i tych zwierzaków i takiego życia. Bardzo pozytywny blog. Dopiero niedawno go odkryłam ale już bardzo polubiłam i z niecierpliwością czekam na nowe wpisy i zdjęcia.
OdpowiedzUsuńAskowska
Ależ mi miło! Cieszę z kolejnego Gościa :)
OdpowiedzUsuńZwierzaki są moją ostoją kiedy życie nie zawsze takie sielskie jak na zdjęciach
Jeju, jak mogłaś im nie dać tego ciasta?! Tej drugiej miny zwłaszcza bym nie wytrzymała...
OdpowiedzUsuńU mnie też liście zalegają, chociaż połowa już została wygrabiona. Dodałaś mi ideologię do zostawienia reszty:))
Ja wykonałam jesienne ciasto korzenno-dyniowe, trochę zbyt dobre...
Każdy dostał po psim ciasteczku, Hektor - żebrak zawodowy - dostał nawet kilka :)
OdpowiedzUsuńCiasto korzenno-dyniowe... bajka i poezja, musiało być pyszne
Jeszcze trochę zostało:))
UsuńHektor rzeczywiście potrafi dopomnieć się o swoje. Mój ma głównie ślinotok...
Ach te wilczurze oczy, aż mi się miękko zrobiło.....kiedyś takie oczy, najmądrzejsze i najwierniejsze, też tak na mnie patrzyły:))
OdpowiedzUsuńLiśćmi się nie martw, niech leżą, nie powinno się ich grabić aż do wiosny, no chyba, że od kasztanowca i orzecha włoskiego.