czwartek, 31 października 2013

Miałam grabić liście...


No właśnie, miałam.


 


Pieski widząc, że chwytam z grabie postanowiły pomóc i powdzięczyć się fotogenicznie. No i spróbuj tu grabić. Nie da się. Kolejny rok z rzędu ogród będzie tonął w suchych liściach. Z drugiej strony takie zalegające liście są ponoć ekologiczne, na wychuchanych, wygrabionych do ździebełka trawnikach nie ma schronienia dla różnych drobnych, pożytecznych żyjątek... Czyli w sumie zrobiłam dobry uczynek ;)

Jeszcze jeden dobry uczynek - marcepanowe ciasto marchewkowe z pomarańczą

Poniżej dwóch interesantów, który owy uczynek zdążyli już wyniuchać i mają nadzieję na kawałek





6 komentarzy:

  1. Ależ Ci zazdroszczę! I tej sielskości, i tych zwierzaków i takiego życia. Bardzo pozytywny blog. Dopiero niedawno go odkryłam ale już bardzo polubiłam i z niecierpliwością czekam na nowe wpisy i zdjęcia.
    Askowska

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ mi miło! Cieszę z kolejnego Gościa :)
    Zwierzaki są moją ostoją kiedy życie nie zawsze takie sielskie jak na zdjęciach

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, jak mogłaś im nie dać tego ciasta?! Tej drugiej miny zwłaszcza bym nie wytrzymała...
    U mnie też liście zalegają, chociaż połowa już została wygrabiona. Dodałaś mi ideologię do zostawienia reszty:))
    Ja wykonałam jesienne ciasto korzenno-dyniowe, trochę zbyt dobre...

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy dostał po psim ciasteczku, Hektor - żebrak zawodowy - dostał nawet kilka :)
    Ciasto korzenno-dyniowe... bajka i poezja, musiało być pyszne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę zostało:))
      Hektor rzeczywiście potrafi dopomnieć się o swoje. Mój ma głównie ślinotok...

      Usuń
  5. Ach te wilczurze oczy, aż mi się miękko zrobiło.....kiedyś takie oczy, najmądrzejsze i najwierniejsze, też tak na mnie patrzyły:))
    Liśćmi się nie martw, niech leżą, nie powinno się ich grabić aż do wiosny, no chyba, że od kasztanowca i orzecha włoskiego.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło jeśli zostawisz komentarz :)