czwartek, 4 lipca 2013

Czerwiec w obiektywie


Romeo i Julia, wersja country


Prawdziwki, pierwsze w tym sezonie :)
My love, my life
Miała być dieta ale z drugiej strony... 
truskawki są tylko raz w roku i absolutnie nie można ich sobie  odmawiać...
Tak. Zawsze znajdzie się jakaś wymówka, żeby samemu zjeść całą czekoladę, paczkę lodów, czy blachę ciasta i nie mieć przy tym wyrzutów sumienia. Nawet jeśli okażę silną wolę w sklepie, to z miasta przyjadą dzieci a z nimi zawsze coś dobrego, najczęściej czekoladowego. Naprawdę nie jest łatwo od tego uciec, czasem mam wrażenie, że słodycze same chcą mnie dopaść, a walka z przeznaczeniem nie zawsze jest możliwa ;)
Szczęśliwie, życie na wsi pozbawiło mnie takich wygód jak tramwaje, taksówki, wszechobecne sklepy i wolny czas spędzany przed telewizorem. Tutaj dzień zaczyna się o 5 rano i trzeba nakarmić, wyprowadzić, posprzątać i ugotować - to codzienność. Do tego dochodzą różne bonusy: zimą nieśmiertelne odśnieżanie, nie można tego zbagatelizować bo po dwóch dniach zwyczajnie nie wyjdę z domu, a jeśli wyjdę to nie znajdę auta. 
W lecie jest tego tyle, że czasem aż trudno uwierzyć. Koszenie to już nawyk, plewienie zarastających w przeraźliwym tempie grządek to samo. Najgorsze są sianokosy - żar leje się z nieba a tu trzeba skosić, przewrócić (żeby równo schło) i szybko zebrać zanim naciągnie burza (zauważyłam, że chmury doskonale wyczuwają śliczne, suchutkie sianko). Potem trzeba je załadować na takie wielkie coś co ciągnie traktor, uważać żeby się to razem nie zwaliło na drogę i przewieś do sąsiada, który na szczęście użyczył mi swojej stodoły ( ja się własnej na razie nie dorobiłam, ale wiem, że jeszcze wszystko przede mną). Tam zrzucamy towar a następnie wyrzucamy na strych.  Zapewniam, że można przy tym paść i już się nie podnieść. Nie wiem, co bym zrobiła bez sąsiadów, którzy zwiozą mi to wszystko swoimi ciągnikami i bez litościwych sąsiadek, które bez słowa biorą do ręki grabie i ruszają mi na pomoc.
Domowe lody - najlepsze, najzdrowsze... można więc zjeść o jedną porcję więcej
Sezon dżemowy rozpoczęty!

Nasz marzyciel :)

A ku ku :)






Rzeka w miejscu, gdzie jej zdecydowanie być nie powinno. Ps. choć nie wygląda, zazwyczaj to tylko mały strumyczek, który można przeskoczyć




Gehenna i krzyż pański

Bez sąsiadki ani rusz


"Drobne" zamówienie

4 komentarze:

  1. Och, Boni, ale masz piękne życie! Nie łatwe, pewnie nie zawsze przyjemne, ale piękne. A najpiękniejsze jest to, że robisz to co kochasz i masz życzliwych ludzi naokoło. A o to nie jest łatwo w dzisiejszych czasach, chociaż ja też w tej dziedzinie mam szczęście:)) I te wszystkie twoje wspaniałe zwierzaki! Na widok tortu ślinka mi pociekła... A to smażone, na które pożądliwie patrzy kura to co? Kwiaty akacji czy czarny bez czy jeszcze co innego?
    Cudny wpis , pełen ciepła i radości.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę szybkiego uwinięcia się z sianem! No bo przecież czekamy na wpis o gąskach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale tu cudownie u Pani! Podziwiam i pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boni, nie mam słów, takie piękne i szczęśliwe są Twoje zwierzaki, że o okolicznościach przyrody nie wspomnę. Sianokosy - dopust boży, choć konieczny, ale żniwa gorsze! Taka sama jazda i wyścig z chmurami, tylko na większą skalę. No, ale sianko pod dachem, to miłe uczucie.
    Jak ja Cię rozumiem w kwestii słodyczy! Masz świętą rację - w mojej wsi nie ma sklepu, to przynajmniej jestem odcięta w jakimś stopniu. A jak już dopadnę...Szkoda, że truskawki tutaj (Wielkopolska) właściwie już się kończą. Ja najbardziej czekam na maliny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej! Właśnie w tym roku się wreszcie zebrałam i w ostatnim momencie upiekłam placuszki z kwiatkami czarnego bzu. Miło było je u Ciebie dojrzeć. Że nie wspomnę o innych cudownościach. :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło jeśli zostawisz komentarz :)