wtorek, 24 grudnia 2013

W kominkach tańczyły iskierki...


Wzlatywały w górę i uciekały przez kominy krążąc przez chwilę nad zasypanymi białym puchem dachami, by niespodziewanie milknąć, jedna po drugiej wśród rozgwieżdżonego nieba.
Dzisiaj w każdym domu rozpalono we wszystkich kominkach. Żadem pokój nie był ani pusty, ani zimny. Pachnący świerk przystrojony piernikami pysznił się w każdym saloniku. Przy kominku, w bujanym fotelu siedzieli starsi ludzie z dziećmi na kolanach. Wszyscy wdychali magiczne zapachy świerkowych igiełek i przysmaków przygotowywanych w kuchni. Każdy był dzisiaj zadowolony, każdy wyczekiwał pierwszej gwiazdki. Każdy chciał być dzisiaj dzieckiem...
Mała, zziębnięta dziewczynka obserwowała to wszystko ukradkiem zza zaszronionych szyb. Zmarznięte rączki wtuliła w stary, potargany płaszczyk i kuląc się przed zimnym wiatrem ruszyła oglądać kolejny dom. 
Do żadnego nie zapukała. Wiedziała, że nikt jej nie otworzy. Nikt nie chciał zauważyć samotnej Małej Dziewczynki. "Da sobie radę", "zostaw, nie znasz jej", "to nie moja sprawa", "pewnie jest chora". Mała Dziewczynka znała na pamięć te wszystkie szepty przemykających obok niej ludzi. Nie miała nadziei, że ktoś ją do siebie przygarnie toteż obserwowała tylko z ukrycia. Marzyła, że siedzi teraz przy kominku, trzyma talerz z ciepłą kolacją i przygląda sie pięknie przystrojonej choince.
Wieczór zbliżał się coraz szybciej. Ostry mróz szczypał jej zmarznięty nos i po chwili Mała Dziewczynka przycupnęła przy śnieżnej zaspie trzęsąc się z zimna. Była jak niewidzialny samotny duszek, o którym cały swiat wolał zapomnieć. Patrzyła ze smutkiem na wysypujące się z kominów radosne iskierki. Obserwowała jak tańczą wzlatując w górę i po chwili gasną niespodziewanie, w ciszy.
Mała Dziewczynka była jak te iskierki. Zmęczona i głodna czuła, że i ona niedługo zgaśnie i nikt tego nawet nie zauważy. Mocniej otuliła się starym płaszczykiem i dygocząc przymknęła oczy.
Niespodziewanie coś miękkiego otarło się o jej kolana. Mała Dziewczyna zaskoczona popatrzyła w dół.
Mały, puszysty piesek patrzył na nią czarnymi jak guziki oczkami i merdał ogonem.
Rozłożyła ręce a piesek wskoczył w jej ramiona natychmiast otulając ją sobą jak szalikiem. Był miękki, puszysty i przyjemnie ciepły. Mała Dziewczyna długo tuliła do siebie pieska, który w ostatniej chwili uratował ją od zamarznięcia.
Kiedy już się zagrzała, piesek nagle zwinnie wysunął się z jej objęć i popędził przed siebie.
- Zaczekaj! - zawołała Mała Dziewczynka. - Nie odchodź!
Ale piesek biegł już w stronę ciemnego lasu. Mała Dziewczynka z trudem biegła za nim. Nie chciała żeby ją opuszczał. Walcząc ze strachem mijała kolejne drzewa, które w słabym świetle gwiazd wyglądały wyjątkowo ponuro. Gęsty las jednak szybko się przerzedił i zdyszana Dziewczynka wypadła na niewielką polanę. Piesek pobiegł prosto w strone jedynego widocznego teraz światełka, które sączyło sie z okna małego domku.
Dziewczynka pobiegła za nim.
Z każdym kolejnym krokiem zbliżała się do małego domku, lecz jednocześnie ogarniały ją wątpliwości. Co jeśli i tutaj nikt jej nie otworzy? Albo gorzej, jeśli ją stąd przegonią?
Piesek przysiadł na progu i czekał na nią.
Dziewczynka byłą zmęczona, głodna i zmarznięta. Zdesperowana zapukała nieśmiało.
Drzwi uchyliły się zalewając ją ciepłym światłem.
- Tutaj jesteś! A ja szukam cię od rana - zatroskany kobiecy głos przywitał merdającego ogonem psa. Dziewczynka wychyliła się zza swojego nowego przyjaciela.
- Oj... - kobiecy głos urwał się nagle na jej widok.
- Dzień dobry - powiedziała Dziewczynka. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem głodna,zmarznięta i samotna. Mogę tu wejść?
Kobieta popatrzyła najpierw na swojego psa a potem na małe, brudne stworzenie stojące obok niego. Z jakiegos powodu uznała, że oboje są do siebie bardzo podobni. Otworzyła szerzej drzwi.
- Wchodźcie oboje. Właśnie mieliśmy jeść kolację...
Bezgranicznie wdzięczna Dziewczynka weszła do środka małego pokoiku. Było tu bardzo mało mebli i wszystkie wyglądały na stare i bardzo skromne. Na piecu stał wielki garnek a wokół niego krążyło całe stadko innych psów i kotów. Nie było tu ogromnej, bogato ubranej choinki a jedynie małe drzewko, z którego właśnie jakiś kot zrzucał ostatnią bombkę. Nie było kominka, ani zapachu pierniczków. Były za to inne zapachy, niekoniecznie świąteczne... Kobieta podniosła pokrywkę jedynego garnka jaki stał na gorącym piecu.
- Niestety mamy tylko to... Lubisz gulasz?
- Ja lubię wszystko, proszę pani - odparła Dziewczynka wyciągając w jej stronę jedną z pustych misek.
Kolacja została sprawiedliwie rozdzielona pomiędzy wszystkich zniecierpliwionych domowników a następnie zjedzona tak szybko, jak szybko znikały iskierki nad kominami.
- Masz jakieś imię, mała zgubo? - zapytała kobieta, kiedy wszystkie miski zostały już umyte a koty leniwie rozłozyły sie przy wciąż ciepłym piecu.
Dziewczyna wypuściła z objęć bawiącego się z nią pieska i zamyśliła się na chwilę. Czy miała jakieś imię?
Popatrzyła za okno na zasypany śniegiem las i uśmiechnęła się do kobiety.
- Może mnie pani nazywać Szyszką...


Szyszka, najnowsza znaleziona zguba oraz pozostałe stadko życzy Wam wszystkim dużo ciepła, nadziei i miłości, którą będziecie się mogli podzielić z tymi, którzy dostali jej zbyt mało.
   





13 komentarzy:

  1. Boni, taka wzruszająca historia! I z happy endem! Śliczna Szyszka, burasek słodki, łomatulu, ryczeć będę, a jużem się pomalowała!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka piękna opowieść wigilijna! I z happy endem... Dzięki tobie . Szyszka urocza! Uśmiecham się do was szeroko:)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Wam wielkie :) Szyszka siedzi na kanapie i świątecznie merda ogonem
    Napisałabym wczoraj, ale halny trochę nam prąd odciął
    Mika, u Ciebie też tak wiało?

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudna Szyszka! Mój ukochany kolor psa! I śliczne imię. A tu widzę, że się nie tylko pięknie maluje, ale i pięknie pisze! I pięknie fotografuje! ZA RZADKO! Proszę zdyscyplinować i pisać częściej! U Ciebię koję tęsknotę za górami. Uściski dla wszystkich

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję zdyscyplinować siebie jak i stadko swoje - dzięki niemu jestem urobiona po łokcie a moje ręce raczej rąk malarki/pisarki już nie przypominają...

      Usuń
    2. Nie mówmy o dłoniach, kiedyś sfotografuję moje dłonie poetki-hafciarki, to dopiero jest widok! Cieszę się, że Ci halny nie dokuczył

      Usuń
  5. Żyjesz Boni? Straszne rzeczy mówią w radiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyjemy wszyscy w nadziei, że przyszłe święta obejdą się już bez adrenaliny :)

      Usuń
  6. Dzięki Bogu, że skończyło się na adrenalinie. Przyjemności wobec tego, Święta wszak jeszcze trwają.

    OdpowiedzUsuń
  7. Boni, halo, halo, jesteś tam?

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdybyś przypadkiem chciała do nas wpaść, musisz to zrobić przez poprzedni post. Nie wiem dlaczego blogger nie pokazuje nowego wpisu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hano, jestem, żyję i dziękuję za troskę, na Ciebie to zawsze można liczyć :)
    Wpadłam do Was wczoraj przez blog Mnemo i nawet głos oddałam
    Zdyscyplinuję się zaraz i wrócę do realnego świata internetu

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło jeśli zostawisz komentarz :)