środa, 29 maja 2013

Sielsko i anielsko

Przydomowa łączka u sąsiada. Z jakiegoś powodu mniej zarośnięta niż moja
Żyjąc na swoim cichym, malowniczym, zielonym zakątku świata, zaobserwowałam ciekawą, acz niebłagalną zależność typu "coś za coś". Przy czym to drugie "coś" potrafi dosłownie zwalać z nóg.


1 Chcesz mieć śliczny, w miarę równy trawnik? Cóż, sam się nie skosi. A jeśli dodatkowo ten trawnik jest wielkości boiska szkolnego ale wcale nie jest tak równy jak boisko, to koszenie przypomina przysłowiową orkę na ugorze. Początkiem lata trawy rosną jak szalone i nawet jeśli człowiek skapituluje i jakoś przeżyje zarośnięty trawnik to po tygodniu niegroźne zarośla sięgają już do pasa i chcąc nie chcąc trzeba znowu ruszyć z kosiarką w teren 

Wiejska sielanka...
2 Jeśli zimą marzy mi się ciepły i przytulny dom to kwestia kupna, załadunku, rozładunku, rąbania i układania stosu drzewa jest nieunikniona. Nawet jeśli znajdzie się jakaś dobra dusza, która przy owych czynnościach zechce pomóc, to i tak przynajmniej jeden lub dwa etapy pozostaną do samodzielnego uzupełnienia.
Jeszcze tu nie skosiłaś?


3 Równiutkie, bez jednej trawki, urodzajne grządki jak u sąsiadki? Patrz punkt pierwszy. Plus żarłoczne kury czyhające na smaczne, kiełkujące sałaty i marchewki.

4 Zwierzęta najdroższe i ukochane. Gotować i karmić. Codziennie. Bez przerwy.

Pomagamy!



Odpoczywać...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło jeśli zostawisz komentarz :)